cyjnych nałogach zbudowanej muzyki pierwszego aktu; to nadewszystko najbardziej osobiście beethovenowski akt drugi, który jest nie robotą, lecz głębokiem i tragicznem przeżyciem własnych bólów. Ciężki i beznadziejny nastrój więzienny wieje już z tłumików skrzypiec i z kwint zmniejszonych niesamowitego stroju kotłów, kłębiąc się w tłumioną potęgę cierpienia. Niezwykłe zabarwienia orkiestrowe i przepych dźwiękowy, streszczają się w potężnym kontraście grozy z wykwitającemi z niej wyzwolinami. Gorąca rozpacz w wielkiej arji Florestana (przerabianej w szesnastu odmianach), skazanego na śmierć głodową, łączy się we wspomnieniu Treitschkego, który opracowywał tekst w późniejszej wersji, z takim epizodem:
„Beethoven przyszedł do mnie wieczorem około godziny siódmej. Zapytał, co słychać z arją. Była właśnie wykończona, podałem mu tekst. Zaczął czytać, biegał po pokoju tam i napowrót, mruczał, burczał, co zawsze czynił zamiast śpiewać — i gwałtownie otworzył fortepian. Moja żona często napróżno prosiła go, by grał. Dzisiaj położył tekst przed sobą i rozpoczął przedziwne fantazje, których niestety utrwalić nie mogła żadna moc czarodziejska. Z nich zdawał się wyczarowywać motyw arji. Godziny mijały, lecz Beethoven improwizował dalej. Wieczerza, którą miał zjeść z nami, była podana, lecz on nie przeszkadzał sobie. O późnej dopiero godzinie uściskał mnie i, zrzekając się posiłku, popędził do domu. Następnego dnia cudowna arja była gotowa“.
Kulminacyjny kwartet drugiego aktu, w potęgowanej konstrukcji rosnący aż do punktu wyzwalającego przesilenia, wsparty jest na olbrzymiem napięciu orkiestry, chwilami tamującej dech słuchacza. Czuje się, że tu lada sekunda nastąpić musi piorun oswobodzenia, rozdzierająca błyskawica ostatecznej decyzji. W tej chwili najwyższego naprężenia, kiedy już struny w in-
Strona:Przybłęda Boży.djvu/134
Ta strona została przepisana.