Ciska się wzdłuż pokoju w najwyższem wzburzeniu. Baron łagodzi, zachowując największy spokój:
— Rzesze wybrańców nie zapełnią nam jednak teatru. Mas właśnie na to potrzeba. Pan nie chce w swej muzyce czynić im koncesyj, przeto zbyt małą sumę tantjemy sam sobie pan przypisać musi. Mozart byłby się wzbogacił, gdybyśmy mu taką...
Beethoven spojrzał jak wryty, porwał się z krzesła, na którem przysiadł na chwilę, i krzyknął:
— Proszę mi oddać partyturę!
Baron spojrzał nań krągłemi oczami, jak rażony gromem, zmierzył się przez długą chwilę z palącym jego wzrokiem i milczał.
— Żądam mojej partytury! Natychmiast!
Dyrektor teatru, jakby usłyszał wyrok śmierci, przymknął oczy, postąpił kilka kroków i pociągnął za dzwonek.
— Partyturę wczorajszej opery dla tego pana — rzekł spokojnie do lokaja. A gdy ów przyniósł wielką księgę, baron wręczył ją zapienionemu twórcy:
— Przykro mi, ale myślę, że po spokojniejszem zastanowieniu...
Ale Beethoven tym razem głuchy był zupełnie. Z tomem pod pachą wypadł z pokoju, ludzi potrącając pognał do domu i z twardem postanowieniem zamknął partyturę głęboko w szafie, pod stosem innych manuskryptów, na dnie, pod kluczem, na zapomnienie, pod pieczęć ostatecznego wyroku.
Przyjęcie, jakiego doznała Symfonja Heroiczna przy pierwszem publicznem wykonaniu, świadczy o najzupełniejszej bezradności, z jaką stanęły wobec nowego olbrzyma organa fachowej krytyki, opinja publiczna i znawcy muzyki. Nawet Weber nie dostrzegł w niej nic poza uganianiem się za dzikiemi nowinkami.
Strona:Przybłęda Boży.djvu/143
Ta strona została przepisana.