skiego (Msza c-dur), a przelotny nastrój „laureata“ przebija w liście do Gleichensteina: „Widzisz, jak zaszczytnie dla mnie obróciło się moje pozostanie tutaj... Teraz możesz mi pomóc szukać żony; jeśli tam we Fryburgu znajdziesz jaką piękną, która może harmonjom moim użyczy westchnienia, nawiąż zgóry. Ale piękna musi być, nic niepięknego kochać nie mogę — inaczej musiałbym kochać siebie samego“.
Rok znów upływa. Beethoven nie przestaje snuć planów nowej opery, ale żaden pomysł nie wychodzi poza przelotne szkice. Żadne libretto nie jest zdolne go porwać. Zamówiona przez księcia Esterhazego Msza c-dur, którą składał zamawiającemu, „z niemałym lękiem, ponieważ Najjaśniejszy Książę przywykł do niezrównanych arcydzieł wielkiego Haydna“, sprawiła rozczarowanie. Jak każdy pierwszy krok w dziedzinę nieuprawianej dotąd formy, tak i pierwsza msza jest chwiejna, ostrożna, konwencjonalna i nierozpowita z więzów. Próba stworzenia nowej formy kompozycyjnej, połączenie fortepianu z orkiestrą i chórami, Fantazja Chórowa, nie wniosła nic nowego: poza kilkoma niewątpliwemi pięknościami jest blada i niepogłębioaa. Taki sam cień sztywnoty i przeciętności leży na powstałych równocześnie pieśniach: „In questa tomba“ i czterech kompozycjach do słów Goethego „Nur wer die Sehnsucht kennt“.
Piękną zdobyczą z tego samego czasu jest natomiast nowa Uwertura, do nader popularnej tragedji Collin’a „Coriolan“. W stosunku do poprzednich uwertur krótka, twarda, zwarta i lapidarna. Collin rzucił postać swego bohatera na tło doktrynerskich dyskusyj i bezcielesnego gadulstwa. Niema w jego dramacie wielkich konturów i wszechobejmujących kręgów szekspirowskiego Koriolana: sztywność papierowej deklamacji i blady szkic charakterów mogły jednak nie obchodzić kompozytora. Porwał go profil
Strona:Przybłęda Boży.djvu/178
Ta strona została przepisana.