czała, jeśli propozycji mej nie przyjmie, niczemu innemu nie przypiszę tego, jak zbyt małemu zaufaniu, któremu pani obdarza mój charakter — i nigdy nie uwierzę, iż prawdziwą przyjaźń żywi pani dla mnie...“ Pani Bigot odmówiła. Lecz nie koniec na tem. Mąż dał muzykowi do zrozumienia, że nie życzy sobie podobnych listów. A oto jak odpowiada biedny amator przejażdżek:
„Droga Marjo, drogi Bigot! Z najgłębszym żalem spostrzec muszę, że najczystsze, najniewinniejsze uczucia często mogą być źle pojęte. Jakąkolwiek mi okazywaliście miłość, nigdym nie myślał inaczej jej wykładać, jak że przyjaźnią mnie obdarzacie. Uważać mnie musicie za bardzo zarozumiałego i drobnostkowego, przypuszczając, że uprzejma życzliwość tak znakomitej nawet osoby, jaką jesteś pani, miała we mnie stworzyć mniemanie, jakobym zaraz zyskał jej skłonność. Poza tem jest to jedna z pierwszych zasad moich, aby nigdy z żoną drugiego nie łączyły mnie żadne węzły prócz przyjacielskich. Nie chciałbym węzłami takiemi wzniecić w sobie nieufności wobec tej, która może kiedyś los dzielić będzie ze mną, i tym sposobem sobie samemu zatruć najpiękniejszą czystość życia... Sam przecie mówiłem wam, że jestem niekiedy bardzo niegrzeczny. Ale dobra pani Marja jakże może zachowanie moje tłumaczyć tak brzydko!... Nigdy, nigdy nie ujrzycie mnie nieszlachetnym. Od dzieciństwa nauczyłem się miłować cnotę i wszystko, co piękne i dobre. Sercu memu zadaliście ból wielki. Niechże to służy nato jedynie, by naszą przyjaźń umacniać coraz bardziej... Sprawiłem wam boleść. Tej nocy poszedłem na redutę, by się zabawić, ale napróżno: wszędy gonił mnie wasz obraz. Wciąż mówiłem sobie: tak dobrzy są, a cierpią może przeze mnie. Pełen niechęci uciekłem. Napiszcie mi parę
Strona:Przybłęda Boży.djvu/183
Ta strona została przepisana.