młoteczków, w dłoniach otwartych miękko ukazuje drugi temat, jak ptaszę bezbronne, w tak niesłychanem przeniknięciu niebywałemi promieniami. Już prędkiemi pchnięciami wioseł przecinamy wzburzoną taflę: poprzez arpedżjowane gromy akordowe tryska w rytmicznych rzutach jakby nowy temat, schodzi wdół, przeobraża się w harmonjach feerycznych i niepostrzeżenie zrzuca maskę i jest poprostu znanym trzecim tematem, tylko w jakiś niepojęty sposób ustygmatyzowanym. Huczna Coda rozwija się w zwycięskim pędzie i śpiesznie dobijamy do brzegu, bo w takich sferach bezkarnie długo przebywać nie można.
Krótkie Adagio un poco mosso przenosi cię w przelewną lirykę tonacji h-dur. Czy takim to śpiewem poruszał Orfeusz wszystko stworzenie, czy taką muzyką w pokorny ład układał Hadesowy chaos? Jedna lutnia bierze w siebie cudotwórczą moc, staje się wszechwładną laską, co skale strumień łez wyciska, powszechne gromy w energję twórczą skupia, wykładnikiem jest alchemji złotorodnej i tajemnic magji rozsłonięciem. Głos taki — a ty w prochu leżysz — głos taki — a najpiękniejsze twoje słowa, widzisz, są bełkotem kalecznym — głos taki — a twoje całe życie jest z kulejących kroków i niezdarnych zamierzeń niespełnionych. Ale i wiesz ponad wszelkie wątpienie, że i z ciebie to tworzywo było, że i tobie ono przynależy jakimś atomem w sprawiedliwej trwonności praw powszechnych. Więc gdy, rosnąc, śpiew przelewa się w szlachetne d-dur, gdy wraca wreszcie w głosie fletu na rozbrajających synkopach akordowych orkiestry, przykryty woalem bezważkich figur fortepianowego wiolinu, jesteś przemieniony, zbyty prochów, wyniesiony, mocny. Wszystko gaśnie w ukojnem morendo, ostatnie h fagotu cicho przeistacza się w zwiastunne b waltorni — z powszechnego spokoju mgławo wychyli się szkic rytmu, rzucony w przestrzeń
Strona:Przybłęda Boży.djvu/187
Ta strona została przepisana.