śmiertelność“. W grudniu zachorował. Baron de Trémont, młody urzędnik w służbie Napoleona, który go podówczas odwiedzał, przywiózłszy od Reichy list z Paryża, nazywa go „kapryśnym odludkiem i mizantropem“. Pewnego dnia, gdy cesarzowa kazała go poprosić, aby się zjawił u niej, odpowiedział, że zanadto jest zajęty przez cały dzień i że będzie się starał przyjść nazajutrz...
Trémont opowiada: „Improwizacje Beethovena wywarły na mnie najpotężniejsze chyba z wrażeń muzycznych w całem mojem życiu. Chciałbym twierdzić poprostu, że kto go nie mógł słyszeć w tych swobodnych fantazjach, ten niedostatecznie zna całą głębię i potęgę jego genjuszu. Nieraz mówił mi, impulsywnie jak zawsze, po uderzeniu niewielu akordów: „Dzisiaj nic mi nie wpada do głowy; odłóżmy to na inny raz“. Rozmawialiśmy potem o filozofji, religji, polityce, a szczególnie o jego bożyszczu Szekspirze, zawsze w językowej mieszaninie złej niemczyzny i niemniej złej francuszczyzny, co w każdym świadku musiałoby wzbudzić wybuch śmiechu.
Beethoven nie był homme d’esprit, jeśli się tak określa kogoś, kto umie wygłaszać uwagi, pełne inteligentnych point. Zbyt milkliwy był z natury, aby rozmowy z nim mogły kiedykolwiek ożywiać się. Myśli wyzwalały się z niego w nagłych pchnięciach, zawsze były wprawdzie wielkie i szlachetne, ale nierzadko niesłuszne. Między nim a Janem Jakóbem Rousseau istniało wielkie podobieństwo błędnych zapatrywań, mające źródło w tem, że jeden i drugi w mizantropijnym sposobie myślenia stworzyli sobie świat fantastyczny, nie mający żadnego ustosunkowania do ludzkiej natury i realnie istniejącego ustroju.“
Z młodym Francuzem układał Beethoven poważne plany podróży do Paryża, która nie miała nigdy dojść
Strona:Przybłęda Boży.djvu/191
Ta strona została przepisana.