I rozlewa się straszna gorycz. Haha! Z kaleką chciałem ją swatać, z niemrawym zgryźliwcem, do którego się mówi podniesionym głosem! Ją, dziecinę różaną, pąk nierozwarty, jeszcze rdzenia swych woni najlepszych strzegący w zamkniętem utuleniu drzemiących płatków! „Szczęśliwy byłbym, jeden może z ludzi najszczęśliwszych, gdyby nie był w mem uchu zły demon obrał siedliska. O, jakże piękne jest życie, ale u mnie zatrute jest na zawsze“.
Dwa lata minęły, ubogie pod względem twórczym. Najważniejszym ich owocem jest muzyka do „Egmonta“ Goethego, stworzona z bezpośredniej potrzeby wewnętrznej, przepojona miłością. Uwertura do „Egmonta“ jest wspaniałym etapem wyrazu beethovenowskiego, jego siły, pełni, blasku i głębi. Jest to indywidualny bohater wyniesiony do symbolu wszechludzkiego. Heroizm o powszechnem znaczeniu. Gwałt odciskający się gwałtem i przemienienie okupione ofiarą osobistą. Kontrasty i rozgałęzienia myślowe są tu wysubtelnione do ostatnich granic. Dwie pieśni Klarci są w tej całości perełkami o fascynującem lśnieniu.
Jest prócz tego poświęcony Zmeskallowi Kwartet f-moll (op. 95), także zwierciadło nastroju ówczesnego, twardy w pierwszej części, złamany w drugiej (w onym dziwnie smętnym temacie poważnego fugata), w trzeciej marszowo silny, lecz mimo wyraźnej decyzji smutny. To nieporównane Allegro assai vivace, ma serioso z przejmującemi pauzami ćwiartkowemi i całotaktowemi, ubrane jest w harmonje, których obcość trzeba wchłonąć całkowicie, nim się zazna ich złożonego czaru. To jest uśmiech powagi, dziwny stop wielkiej wiedzy z nieskrzywioną naiwnością serca, splot uczuć, na jaki stać tylko
Strona:Przybłęda Boży.djvu/209
Ta strona została przepisana.