Strona:Przybłęda Boży.djvu/219

Ta strona została przepisana.

punktycznego cyzelerstwa wypiększane fragmenty motywów. Vivace powtarza się w całości, by zawisnać na wysokim h, po którym są dwa takty pauzy, która mieści wszystkie możliwości. Wraca dominujący rytm taneczny, a pod nim kontrabasy podchwytują pierwszy temat w niesłychanem rozprowadzeniu, które jakby granic nie miało. W zgłośnieniu potężnem już tylko rytm w najróżniejszych szatach harmonji szaleje na całej skali. Repryza wyrasta w dziki ład nieopanowanego rozpętania. Jeszcze raz, po brzemiennych pauzach, na głębokich rytmach as budują się pianissimo kontrasty dźwiękowe o niewysłowionem pięknie, rytm chwieje się w pijanych krokach, odzyskuje równowagę i wyzwala się w równych akordach kończących.
A oto stanęliśmy u ciemnych, przymkniętych wrót. Sączy się z nich sine, stężałe w powadze światło Allegretta. Zakreśliło sobie ciasne wyraźne brzegi, ale wewnątrz nich wyraża wszystko, co można wyrazić i czego nie można. To nie Allegretto, to Adagio mistyczne, wśród wszystkich może najprzedniejsze, sklepione ogromnie w natchnionej wiedzy. W jego ciemni zdobywamy przeczucia jasnowidne. Z jego dobrego mroku czerpiemy i mościmy nim serca na legowisko wszystkim myślom najlepszym. Zastanowienie wczarowane w każdy krok tego wstrzymywanego rytmu. Cóż może być bardziej prostego! Gdzie szukacie Boga? W skomplikowanej krętaninie mózgowych zwojów? W echach wrzawy i ostrzach analizy? Tu On jest! Taki On jest! W tem sobie upodobał... Kontrabasy niosą chorał, potem drugie skrzypce (podczas gdy altówki z wiolonczelami wyciągają kontrmotyw, ślizgający się błogo po półtonach), wreszcie pierwsze skrzypce. Węzły harmoniczne są tak jasne i dosłowne. Chorał wzmaga się z miarowością pochodu, nabrzmiewa do wszechgłosu orkiestry, rozpływa się w odmierzanych triolach smyczkowych, aż kasuje trzy krzyżyki