toryczny, fagot, przez Ernesta tak szczęśliwie nazwany „clownem orkiestry“... Czteroćwiartkowy takt sypie się prędkim, równym pulem, rozpowija się niby kłębek jaskrawej nitki, korowód akordowy wspina się w sforzandach co cztery, potem co dwie ćwiartki, by znowu rozpłynąć się w liryzmie drugiego tematu. Coda rozpętała orgję, z triolek rozmnożyła armję szaleńczą. Przy miarowych stukach tympanów biją w twardą ziemię pijane słońcem dłonie, pięty, racice, drapieżne pazury, kosmate łapy. Rytm zatracił pamięć, nic wkoło nie widzi, wiruje w zamkniętym świecie swego młyńca — gna — prze — drga — wre — bije — goni — wali — nęci — huczy — trwoni — szumi — trzaska — aż w oszołomieniu pada bez duszy na gorące podścielisko ostatniego akordu!
Przeznaczenie nakazało zbudować cały gmach, od końca do końca. Stanęły nieskruszone fundamenty, sięgające środka globu, gdzie jest ogień. Stanęły mury kolosalne, podparte szkarpami cyklopów. Wystrzeliły lasy kolumn i zdobne pilastry i arkady. Marmurowa tafla gruntu rozesłała się białym kobiercem. W niezmierzonych witrażach zaklęły się wszystkie barwy, żywe i żarne. Utrwaliły się wieczyste posągi chwały cichych bohaterów. Rozkwitły przepyszne róże gotyckiej modlitwy, rozwarły się pąki akantusowe. Fryz się zaludnił wszelakiem stworzeniem. Niezblakłych fresków polichromję tęczową wczarowała z potęgą nieludzką Symfonja Siódma. Teraz trzeba było wznieść jasny chór z wszechgłosami wesela, świeckie hosanna życia: i rozbłysła oślepiająca iluminacja w feerycznej koronce Ósmej Symfonji.
Pozostał tylko już Ołtarz niestworzony. Pozostała już tylko hemisfera najwyższej Kopuły, wieża zarazem szczytowa, jeszcze łukiem ostatecznym niezakreślona ponad powietrzną katedrą.
Strona:Przybłęda Boży.djvu/233
Ta strona została przepisana.