Przychodzi więc pan Mälzel z pomysłem:
— Napisze mi pan „kawałek“ specjalnie na mój panharmonikon, hę? Pan to przecież potrafi. Tak raz dwa. Tylko łatwo i zrozumiale. Żeby się podobało.
Bez żadnych ekstrawagancyj. Przecież i Cherubini dla mnie pisał. Jakaś szumna uwertura, jakiś marsz z wplecionemi melodyjkami — i już.
Pokusa jest znaczna. Możnaby raz coś zarobić bez krwawego wysiłku, a potem na długo mieć spokój do rzeczy ważnych. Od roku prawie nic się porządnego nie napisało. Mälzel obiecuje zysk duży. Mälzel ma głowę na karku; już wykoncypował wielki projekt:
— Pojedziemy do Anglji! Ja i pan. Z panharmonikonem i wałkiem nutowym z pańskiej kompozycji. Wszystkie koszty biorę na siebie, wrócimy sławni i bogaci. Pamięta pan? Haydn pojechał do Anglji, jak go tam przyjmowali! Hoho, ja wiem, co to Anglja, to nie Wiedeń...
Właśnie nadeszła wieść o wielkiem zwycięstwie Wellingtona pod Vittorią, gdzie armja francuska pobita została na głowę. Wiedeń w jasny dzień czerwcowy zagrzmiał okrzykiem triumfu. Zmora sczezła. Ulica rozkwitła radością chorągwi, kwiatów i łzawego wniebowzięcia. Szał i krzyk. Mälzel wskazał Beethovenowi palcem ten entuzjazm, w kącikach oczu kryjąc skośny uśmiech geszefciarski.
W krótkim czasie zrobiona była kompozycja na panharmonikon. Wspaniała sensacja dla Wiednia, dla Londynu! Ale nie dość tego. Mälzel umie wyczuwać tłum, Mälzel umie liczyć. Trzeba to przedtem przerobić na wielką, największą orkiestrę — i podać z wrzaskiem reklamy. Ludzie oszaleją. No i Beethoven przerabia na wielką orkiestrę. Niedość. Trąba reklamy musi być natężona do pięciu „f“. Wszystkich sławnych artystów wiedeńskich zaprosi się do współudziału w koncercie. Więc Meyerbeer, Spohr, Romberg, Dra-
Strona:Przybłęda Boży.djvu/237
Ta strona została przepisana.