Rozpoczął z nią długą i krwawą walkę o duszę dziecka, która w tych mdłych palcach musiałaby rozpłynąć się na nic. A bratanek był chłopcem inteligentnym, ładnym i zdolnym, tak przytem wrażliwym, że od wychowania zależał jego rozkwit lub ostateczna zguba. Niestety ręka matki już tu poczyniła spustoszenia.
Charakter dziecka wykazywał skrzywienia, które trudno naprostować. Mały Karol był krnąbrny, kłamliwy i zły.
Misją swoją Beethoven przejął się niezmiernie poważnie. Postanowił dobru bratanka poświęcić pracę, majątek i najlepsze siły. Ocknęła się w nim żywiołowa tęsknota za dzieckiem. Obowiązek nałożony przez ostatnią wolę brata wyogromnił własnym zapałem i ciężkiem poczuciem odpowiedzialności. Ujrzał, że w rękach matki chłopiec skazany będzie na ruinę. Postanowił go ratować. Wbrew życzeniu brata uznał ważką konieczność usunięcia dziecka z kręgu wpływów matki i decyzję tę uzgodnił z surowem sumieniem. Na skutek skargi, wykazującej, iż matka skazana była za wiarołomstwo na karę policyjną, sąd ogłosił stryja jedynym opiekunem. Dnia 9 stycznia 1816 roku odbył się ów brzemienny akt, kiedy Beethoven „przez podanie ręki“ przyjął na się obowiązek wobec zgromadzonej rady. Wiedział, co bierze na siebie. Wyrwał dziecko matce z całą krwawą świadomością. Mówił z bólem: „Matka — matka — nawet zła zawsze jednak pozostanie matką“.
I mały Karol stał się jego dzieckiem najdroższem, jedynem, rodzonem. Z subtelną miłością począł Beethoven rzeźbić rosnącą, nieforemną duszę. Odebranie jej siłą matce nie było wypływem egoizmu i zemsty, lecz owocem przezwyciężenia i przyjęcia na siebie wielkiej ofiary. O tem wiedział wówczas tylko jego notatnik spowiedniczy: „Boże, Boże, przystani moja, skało, widzisz moje wnętrze i wiesz, jak to boli spra-
Strona:Przybłęda Boży.djvu/247
Ta strona została przepisana.