symfonję, obiecując wykonanie jej w Londynie z dochodem tysiąca funtów szterlingów dla twórcy; z jednem tylko, maleńkiem zastrzeżeniem: aby napisana była w guście tych dawniejszych, krótszych i lżej strawnych. Na to Beethoven zapałał straszliwym gniewem:
— Nie pozwolę sobie nic dyktować! Nie potrzeba mi żadnych pieniędzy! Gardzę pieniędzmi i za cenę połowy świata nie nagnę się do cudzego widzimisię, a tem mniej będę pisać cośkolwiek, co nie jest w mojej naturze!
Generał odszedł jak zmyty, a nazajutrz, widząc go na ulicy, wskazał go Beethoven Simrockowi:
— Tam stoi ten człowiek, którego wczoraj u siebie zrzuciłem ze schodów.
Poważniejsza była oferta Londyńskiego Towarzystwa Filharmonicznego. Beethoven miał przyjechać z dwiema nowemi symfonjami, poza tem napisać miał oratorjum i otrzymać zamówienie na operę; wszystko to na bardzo korzystnych warunkach finansowych.
Ale wszystkie te projekty przekreślili nie ludzie, nie on sam, nie choroby ani wypadki: przekreśliła je sonata. Odezwał się do Karola Czernego: „Piszę teraz sonatę, ta będzie moją największą“. Pisał ją długo, namiętnie i z wprawieniem w ruch całego aparatu swej ogromnej techniki. Podczas jej urastania słuch Beethovena zatrzasnął jeszcze jedne drzwi. W roku jej narodzin pojawia się pierwszy zeszyt konwersacyjny. Były to notatniki do piśmiennego prowadzenia rozmów; potomność tym zeszytom zawdzięcza bardzo wiele szczegółów o Beethovenie w ostatnim jego okresie. Był odtąd poza kręgiem ludzkiego zbiorowiska. Już ustne porozumiewanie się z ludźmi nie było możliwe.
Utrwaliła się w mocnych linjach zarysu Wielka Sonata „für das Hammerklavier“ (op. 106, b-dur), poświęcona znów dostojnemu uczniowi, arcy-
Strona:Przybłęda Boży.djvu/254
Ta strona została przepisana.