notatnika nie sprofanowały nasze oczy. Bardzo byłam zmęczona i długo nie mogłam zasnąć.“
A wczoraj. Co się znowu wczoraj stało!
Wszyscy siedzieli zebrani jak zwykle, a ja w tej chwili kręciłam się po pokoju, słuchając zresztą rozmowy. Ojciec mój zrobił uwagę, że Beethoven wśród takich ludzi zmuszony jest żyć tak smutno i że mógłby temu zaradzić tylko przez poślubienie dzielnej, kochającej kobiety. Ojciec, jak zwykle, musiał mówić głośno — i zapytał, czy też on nie ma żadnych w tym względzie znajomości. Przedmiot, który w tej chwili trzymałam, zmartwiał w moich lodowatych rękach. Cała uwaga osadziła się na podłużnej, posępnej brózdzie go czoła.
Nastała powolna, długa, drgająca febrą, długa, zła przerwa. Ojciec mój czyścił okulary, odblask lampy załamał się w szkłach i poraził moje oczy.
Potem wreszcie on powiedział wolno, poprostu, ale bardzo smutno kilkanaście słów, piętnaście może słów. Nie pamiętam ich. Powtórzyć nie umiem. Nie mam pamięci. Razem z temi słowami raptownie otwarły się wszystkie okna i drzwi, bez szmeru, nie powiał żaden wiatr, w czarnych otworach zabulgotała śmierć. Widziałam, że idę, że siadam, że ktoś coś mówi, że wstajemy, że ktoś wychodzi i po wielu chwilach schowałam głowę pod poduszkę w ciemnym pokoiku panieńskim. Pamiętam tylko, że Nanny, o coś pytała i na moją odpowiedź roześmiała się.
Wstrząs złapał mnie za gardło straszliwie i zaczął dusić pierś. Na moje pytanie odpowiedź dał — on! Moją zagadkę palącą jednym dotkliwym, nieopatrznym ruchem on sam obnażył okropnie! Och, nie wiedziałam, co to jest cierpieć. Wstyd czerwony wytrysnął mi na lica. On kocha nieszczęśliwie! On od pięciu lat zna... on od pięciu lat snuje płonne marzenia... on od
Strona:Przybłęda Boży.djvu/269
Ta strona została przepisana.