Strona:Przybłęda Boży.djvu/300

Ta strona została przepisana.

żywot w muzyce, której poza życiem jest ojczyzna, a ona jest żywotem i mową duchów wyzwolonych. Wierzę — w sprawy ostateczne, których wrótnią jest śmierć: w Sąd przed Bogiem i wnijście w byt. Wierzę, wiem, stoję tu na świadectwo, użalę się tą wiarą, ja, pochodnia Boga. Jestem bliski śmierci — bojowałem i zwycięstwa potwierdzenie znajdę.
Po szerokiej Fudze, po wypowiedzeniu otwartem — wszystkiego, co we mnie wiarą jest krwawo wypracowaną i niewzruszoną, — zamknięcie cichem, kornem Amen, które na żywocie wiecznym zaległo jako biały obłok. Ciche usta powtarzają je — myślę, że takie było ostatnie tchnienie męczeńskie wielkich, przedwiecznych wyznawców...
Zachwycona, kontemplacyjna adoracja przepełnia całe niebiańskie Sanctus. Przypominamy, jak w domu przyrody każde drzewo mówiło mu „Święty, Święty...“ Teraz całe stworzenie i myśl każda i gest leżą rozłożone w pokorze i powtarzają ten bezbrzeżny refren duszy chrześcijańskiej w takiej ciszy, w takich najlżejszych drżeniach niskich akompanjamentów smyczkowych, że modlitwa przechodzi w bezpamiętną ekstazę. Dopiero w Pleni sunt coeli et terra blask toruje sobie drogę szeroką i bucha krzykiem zachwytu. Po kunsztownem wyczerpaniu sfugowanego tematu jest przejście na basach do szczytu tajemnicy, dokonanej w mistycznej chwili. Przemienienia. Wino stało się Krwią, chleb Ciałem prawdziwem.
Po krótkim wstępie rozpoczyna się Benedictus (g-dur). Samotny głos odosobnionych skrzypiec spływa z najgórniejszych sfer, leci ku ziemi z nowiną anielską, a tu w dole basy chóru z żarliwą powagą powtarzają: Benedictus qui venit in nomine Domini. Skrzypce solowe w nieziemskiem uskrzydleniu mają tu pierwszy głos: one to ważą się w powietrzu nad kwartetem głosów, nad chórem i armją instrumentów, głosząc