Strona:Przybłęda Boży.djvu/315

Ta strona została przepisana.

znanego. Zniknęły góry, przepaście, szczyty, przełęcze i stoki w tem dziwnem wyrównaniu pejzażu podbiegunowego. Jak okiem sięgnąć: śniegi. Zdawałoby się, że biel chmur tak się tylko ułożyła równą warstwą między turnią a doliną. Ale te śniegi są stałe i twarde, można po nich stąpać. Żadnego dźwięku. Pierwsza bezwzględna samotność.
Teraz podniósł ramiona i wysoko je w powietrzu rozpostarł, gestem, który w pogaństwie jest ekstazą modlitwy, a u Chrystusa pokorą krzyżowej ofiary. I uczuł, że zamknięte, głuche i zamarłe uszy rozchylają się błogo, jak w rosie kwiat, że otwierają się mocą najwyższej łaski. Już chłoną. Już szeroko stoją otworem. Już słyszą. I tą napiętą uwagą potwierdzają prawdę powszechnej ciszy.
Nato się stanęło w miejscu wywyższonem, nato przyjęło w pierś panoramę świata pokrytego omgłą genezyjską, jak dojrzały owoc owiany srebrno-mlecznym nalotem, nato dostąpiło chwili ponownego rozwarcia słuchu — by w jasnowidnej świadomości ujrzeć wstecz wszystko, co było zaniedbane. Pracą całego żywota była miłość w czyn przetapiana. W stu dwudziestu czterech dziełach nadawało jej się formy trwałe. Teraz w strasznej chwili na progu ostatnim, u wnijścia do Symfonji Dziewiątej (d-moll, op. 125) skupiły się i wstępu bronią wszystkie rzeczy niedopowiedziane, wszystkie okazje pominięte, wszystkie niedociągnięcia, niespełnienia, osłabnięcia przed metą, wszystkie chwile zmalenia wiary i ochłonięć przedwczesnych. One tu w tej godzinie stoją i głosem wielkim żądają wcielenia. Wiedzą, że pominięcie ich jest niedoskonałością, tam, gdzie niema miejsca na cofnięcia i wahania.
Więc wszystko to nienarodzone trzeba wprzódy wziąć w ręce. Od lat kłębią się pomysły tej Symfonji, zewsząd zjeżdżają chmury najcięższe i widać było, że