śpiew znika, rozwiewa się, pozostawiając za sobą smugę niewiedzy, czy zwidzeniem był czy też materjalizacją dziewiczego snu.
Drugą pieśń, promienne Andante, za jego śladem niosą flety, przez które świszcze wiatr dojrzałych gór, w zbawionem wygładzeniu g-dur. Fragmenty jej podejmuje smętnie zamyślony fagot, który ocknął się z refleksyjnego milczenia. Nazwano go błaznem orkiestry, a wy nie wiecie, co się dzieje, kiedy błazen płacze. Czekał tylko na pierwszą sposobną chwilę — teraz wtoczył się na środek i jak może najrzewniej, po swojemu, biedny, tragiczny wesołek śpiewa i zanosi się tą samą pieśnią, łka ją z głębi pękniętego serca, nieforemny, śmieszny pajac. I patrzcie, patrzcie: czy kto się zaśmiał nad niewczesną zuchwałością? Gdzie oni? Wszystko cofnęło się i nieruchomie, jak karjatydy, pod murami stoi, z czapkami w rękach: wszystko płacze, bo ten, którego fachem jest rozweselanie, a przedrzeźnianie żywiołem, ten teraz — patrzcie — wytrzymać nie mógł — teraz na niego kreska przyszła. A nic niema pod słońcem szczerszego nad płacz pajaca.
Adagio wraca w klarnetach i płynie spokojnie, jak pod smyczkami, ale pamięć tego śpiewu fagotu trwa i targa rozbolałe nerwy. Ciągłość melodji rozsypuje się w niepewne staccata, z których poczyna się nowa warjacja (Lo stesso tempo, takt 12/8). Rozszerzona jest i obsypana szczodrze powodzią nowych klejnotów. W jej świetliście omglone ściszenie — jakby ktoś nieostrożnie zakazanych drzwi uchylił — wpada huczna, jasna, potężna fanfara, gasnąca prędko za wrótnią zatrzaśniętą. To był znak, że hufce na następny akt już się zgromadziły i już centaurów, na których jadą, utrzymać nie mogą w naprężonych cuglach! Po tym grzmocie nowa cisza nastała we wnętrzu, aż fanfara gruchnie nowem ostrzeżeniem, prawie jeszcze
Strona:Przybłęda Boży.djvu/329
Ta strona została przepisana.