Strona:Przybłęda Boży.djvu/360

Ta strona została przepisana.

temi z życia formami, jak śpiew, marsz i taniec (chorał, arjeta; menuet, walc, polonez, danza tedesca i t. p.), używając tradycyjnych środków wyrazu (rondo, fuga, kanon, warjacja, scherzo, trio i in.), — sama nie w tych formach jest, ale głębiej, popod niemi. Każde pokolenie stwarza formy nowe, rozszerzając domenę swej sztuki. Słuchacz, który w utworze doszuka się znanej melodji, rytmu popularnego tańca lub imitacji ptasiego świergotu, będzie porwany i zachwycony łatwą asocjacją myślową. A właśnie zasadniczem władztwem muzyki nie jest myśl, ani obraz, ani fabuła. Manja doszukiwania się (szczególnie u Szopena) to galopu konia, to bicia dzwonów, to kapania deszczu lub łkania kochanki, jest międleniem muzycznych wartości kompozycji na łatwostrawną sieczkę i równa się przerabianiu arcydzieła poetyckiego na melodramat. Czucie muzyczne leży poza sferą apercepcji umysłowej. Tak zwana muzykalność nie pokrywa się z umiejętnością komentowania muzyki, lecz polega na zdolności poddawania się jej działaniu. Tołstoj, który od muzyki dostawał wypieków, a w czasie słuchania Szopena porwał się nagle i z rozpaczliwym okrzykiem „Zwierzę!“ wypadł z sali — Tołstoj był głęboko „muzykalny“. Ale nie jest takim ani na krztę norwidowski obywatel, który wróciwszy z pola, moczy sobie nogi i o swojej trzodzie rozmyślając, „lubi“, aby mu żona przytem grała mazurki, a już chyba najbardziej te, do których są słowa i które śpiewa piękna dama z sąsiedztwa... Nie jest też muzykalnym zachwycony pochłaniacz marszu alla Turca i burzy w Symfonji Pastoralnej, dla którego Kwartety ostatnie będą księgą zapieczętowaną siedmiokrotnie.
Tu poprzez religijny wobec muzyki stosunek, poza nieodzowną dozą ogólnego oczytania muzycznego, pełne chłonięcie treści iść musi drogą absolutnego wyzbycia się potrzeb i wymagań przedmiotowych. Trze-