gryf mruknął do siebie: «różne bo bywają gusty!» a zwracając się do żółwiozwierza, prosił:
— Zaintonuj pieśń o «Żółwiowej zupie».
Zwierzę westchnęło i zaczęło głosem przerywanym jękami:
«Jakiemiż ciebie wielbić by słowy,
O piękna zupo, pachnąca zielenią,
Któżby przed tobą nie pochylał głowy,
Na twe wspomnienie lica się rumienią!
O! dobra zupo — wieczorny posiłku,
O! upiększenie każdego dnia schyłku!
O! dobra zupo, dymiący posiłku,
O! upiększenie każdego dnia schyłku!
Nad wszelkie dania i smaczne potrawy
Milsza mi łyżka tej dymiącej strawy,
Niech wobec ciebie schowa się zwierzyna,
Łososie, pstrągi — legominy, wina!
O! dobra zupo — dymiący posiłku,
O! upiększenie każdego dnia schyłku!
O! dobra zupo, dymiący posiłku,
O! upiększenie każdego dnia schyłku!»
— Chór powtarza po raz drugi — zakomenderował gryf, a żółwiozwierz na nowo zaczął piosnkę, gdy nagle okrzyk: «Teraz się zaczyna badanie!» — rozległ się w oddali.
— Bieżmy — zawołał gryf, chwytając Alinkę za rękę, i oboje pomknęli, nie czekając na ukończenie śpiewki.
— Co to może być za badanie? — myślała