czyła i rozejrzała się dokoła. Na górze ciemno było, jak w nocy, zdala zaś po przez długi korytarz widać było pędzącego w cwał królika.
Nie było chwili do stracenia. Alinka jak wicher pobiegła za nim i na skręcie drogi zdołała jeszcze posłyszeć jego słowa:
— Jakże to już późno!
Poczym znikł jej z oczu, a Alinka znalazła się wśród długiego, nizkiego sklepienia, oświetlonego szeregiem lamp, zwieszających się z pułapu. Wokoło znajdowało się kilkoro drzwi, ale wszystkie były zamknięte. Ze smutkiem dziewczynka stanęła na środku, rozmyślając, czy kiedy wyjść stąd potrafi.
Nagle wzrok jej spoczął na małym kryształowym trójnogu, na którym leżał malutki kluczyk złoty. Alinka sądziła, że klucz ten przyda się do jakich drzwi, lecz czy zamki były za duże, czy kluczyk za mały, drzwi nie mogła otworzyć. Wreszcie, obchodząc jaskinię po raz drugi, spostrzegła wązką firaneczkę, której dotąd nie zauważyła. Za nią znajdowały się drzwiczki na jakieś piętnaście cali wysokie. Sięgnęła po drobny kluczyk — tym razem pasował.
Teraz Alinka znalazła się w maleńkim, nizkim korytarzyku, nie większym od jamy szczura i klęcząc spoglądała na widniejący obok prześliczny ogródek.
Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.