na wierzch stolika spełzły na niczym, nogi trójnogu były zbyt ślizkie.
Wkońcu Alinka, zmęczona bezużytecznemi próbami, siadła na ziemi płacząc. Po chwili jednak opamiętała się. Na cóż te żale? Nie należy głowy tracić, może się jakoś uda zaradzić złemu.
Nagle rączka dziewczynki musnęła jakiś przedmiot lśniący na ziemi. Było to przepiękne pudełeczko szklane, a w nim maleńkie ciasteczko z wyrobionym z cukru napisem:
— Dobrze — pomyślała Alinka — będę jadła, mniejsza z tym, co się potym stanie. Jeżeli urosnę, to dosięgnę kluczyka, jeżeli zaś zmaleję, to przecisnę się poprzez szczelinę w drzwiach, w każdym razie dostanę się do ogrodu.
Skosztowała smakołyku i z niepokojem śledziła, czy rośnie, czy też maleje; lecz zdziwioną była niepomiernie, że rozmiary jej pozostały te same, Wreszcie wzięła na odwagę i spożyła całe ciasteczko.
— Co za ciekawa historja! — zawołała Alinka, wydłużając się odrazu niby wielka luneta, gdy wyciągną jedną rurkę z drugiej.