Alinka była tak zrozpaczoną, tak bardzo potrzebowała pomocy, że ujrzawszy królika, zastąpiła mu drogę, błagając głosem nieśmiałym:
— Panie łaskawy!...
Lecz królik tak się przestraszył, że upuścił białe rękawiczki, oraz wachlarz, i znikł w ciemności.
Alinka podniosła wachlarz i rękawiczki, a ponieważ w korytarzu było bardzo gorąco, poczęła się wachlować, prowadząc ze sobą głośną rozmowę.
— Dzień wczorajszy był zwykłym dniem, a dzisiaj jakże wszystko jest odmienne! Czyżby w nocy jaka zmiana zaszła ze mną? Muszę sobie przypomnieć, jak to było, gdy wstałam dzisiaj rano. Jeżeli jestem kimś innym, a nie sobą, kimże więc jestem? W tym właśnie sęk!
I poczęła uprzytomniać sobie wszystkie swoje znajome dzieci, rozmyślając, czy mogłaby się przeobrazić w jedno z nich.
Nie jestem Irką, bo ona ma włosy jak lśniące pierścienie, a moje są gładkie, ani też Madzią, gdyż umiem daleko więcej od niej. Zresztą ona jest ona, a ja jestem ja. Ach, jakież to wszystko zagmatwane! Muszę sprobować, czy pamiętam cośkolwiek z tego, co się uczyłam. A więc, cztery razy pięć jest — dwanaście, a cztery razy sześć — trzynaście. Cztery razy siedem — jest, ach Boże! — wszak w ten sposób
Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.