Jakże się teraz miewasz moja panienko? — kończyła, zwracając się do Alinki.
— Jestem tak mokra, jak wprzód — rzekła dziewczynka melancholijnym głosem — nic a nic nie wysycham.
— W takim razie — rzekł dront — powstając z powagą, radzę aby zebranie uchwaliło bardziej energiczne środki zaradcze!
— Mów po polsku — rzekło orlątko — nie rozumiem znaczenia tych długich słów, co więcej, nie wierzę aby inni je rozumieli.
I ptaszę pochyliło swój łebek, kryjąc chytry uśmieszek. Reszta z tego grona chichotała.
— Cóż bo ja chciałem powiedzieć — ciągnął dalej dront obrażony — otóż najlepszym sposobem osuszenia się byłyby wyścigi!
— Co to są wyścigi? — zapytała Alinka.
— To będzie najlepszy sposób wytłumaczenia ci tego, rzekł dront i począł rysować plac wyścigowy.
Co prawda rysunek nie był dokładny, ptak jednakże zapewniał, że o to bynajmniej nie chodzi. Wreszcie całe towarzystwo rozmieściło się na placu i nie czekając na żadne hasła, niezwłocznie zaczęło biegać. Po półgodzinie mniej więcej, gdy futra i pióra przeschły już dostatecznie, dront nagle zawołał:
— Wyścigi skończone!
Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.