zdołała bowiem jeszcze flakonika wypróżnić do połowy, gdy głowa jej uderzyła o sufit. Musiała się pochylić, aby uchronić szyję od złamania. Śpiesznie więc odstawiła flaszeczkę mówiąc:
— O, dosyć już urosłam! Mam nadzieję, że dalej tak nie pójdzie. I tak już przez drzwi nie przejdę. Ach, bo czemu piłam tak wiele?
Niestety, było już zapóźno. Alinka rosła i rosła! Usiadła na podłodze, jedną rękę wysuwając za okno, a drugą podpierając się. Lecz jeszcze ciągle rosła.
— Co teraz będzie ze mną? — pomyślała.
Na szczęście zawartość flakonika działać przestała — położenie jednakże dziewczynki przykre było nad wyraz, czuła się niezmiernie przygnębioną.
— Marjo Anno, Marjo Anno! — rozległo się wołanie ze schodów. Towarzyszyło temu jakieś drobne stąpanie.
Alinka wiedziała, że to królik szedł dowiedzieć się, co się stało. Drżała ze strachu, że aż domek się chwiał. Zapomniała, że jest obecnie około tysiąca razy większą od królika i niema powodu się go obawiać.
Królik stanął u drzwi i starał się je otworzyć, ale daremnie, bo łokieć dziewczynki opierał się o nie.
Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.