Wreszcie słaby głosik odpowiedział.
— To głos Bibusia — pomyślała Alinka.
— Nie wiem sam, co się stało! Dziękuję, już mi lepiej, lecz jestem zbyt rozstrojony, aby wam opowiedzieć — wszystko, z czego mogę sobie zdać sprawę, to to, że coś mnie pchnęło gwałtownie i niby wyrzucona rakieta spadłem z góry na ziemię.
— Istotnie tak było — potwierdzili inni.
— A zatem musimy podpalić dom — zawyrokował królik.
— Poważcie się tylko to uczynić, a niezwłocznie przyślę wam Dinę — zawołała na cały głos Alinka.
Znowu głuche zapanowało milczenie.
— Ciekawam co zrobią — myślała Alinka. — Gdyby mieli rozum, rozebraliby przedewszystkiem dach!
Po chwili ruch rozpoczął się na nowo, i dziewczynka usłyszała rozporządzenie królika.
— Taczka wystarczy na początek!
— Taczka czego? — pomyślała. Lecz me miała czasu długo się zastanowić. Deszcz drobnych kamiuszków wpadł przez okno, turkocząc i bijąc ją po twarzy.
— Muszę temu koniec położyć — powiedziała Alinka do siebie i zawołała głośno:
— Radzę wam zaprzestać!
To sprowadziło nagłą ciszę.
Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.