Z początku nie wiedziała, co o tem sądzić, wkrótce jednak zrozumiała, że to zarysy kociego uśmiechu występują w przestworzu.
— Ach to kot angorski, będę miała z kim pogawędzić.
— Jakże ci się tu wiedzie? — zapytał kot natychmiast, gdy pyszczek jego na tyle się uformował, że mógł go otworzyć.
Alinka spoglądała na oczy jego wynurzające się z powietrza, postanawiając odpowiedzieć dopiero wówczas, gdy uszy jego się okażą — teraz bowiem nie miałoby to celu.
Istotnie, po chwili uformowała się już cała głowa drapieżnika; dziewczynka opuściwszy na ziemię czerwonaka, poczęła kota wtajemniczać w przebieg partji krokietowej, rada, że tak uważnego znalazła słuchacza. Kot zaś w przekonaniu, że zbytecznem jest dalsze ukazanie się jego postaci, nie ujawnił reszty swego ciała.
— Gra ich wcale mi się nie podoba — zaczęła mówić. — Kłócą się tak zawzięcie, że nie można dosłyszeć własnego głosu i o ile mi się zdaje nie przestrzegają żadnych prawideł gry. Żywe zaś ich przybory doprowadzają do szaleństwa. Przed chwilą miałam skrokietować jeża królowej — i cóż powiesz, że gdy mój jeż dotaczał się do jeża królowej, tamten zerwał się i uciekł.
Strona:Przygody Alinki w Krainie Cudów.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.