usadowiwszy się na środku ścieżki, podniosła ku niej swe płatki.
Miała ona brunatną łodygę i dwa listki zielone na jej wierzchołku. Przyglądając się uważniej, przekonała się, że to nie roślina, lecz bardzo mały człowieczek, mający stopę wysokości. Członki jego były bardzo drobne, uszy długie, wiszące jak u zająca i dwa skrzydełka, przypominające liście. Cały był brunatny, nawet oczy świeciły burym blaskiem.
— Przepraszam pana — rzekła Lilcia, nie wiedziałam, że pan jest osobą żyjącą.
— Mogłybyście dzieci, iść tak dni i noce całe i nie zobaczyłybyście tu nikogo z żyjących, prócz mnie — odrzekł człowieczek, śmiejąc się takim dźwiękiem, jak dźwięczą małe dzwoneczki... — Ale mówcież, czego płaczecie?
— Zbłądziliśmy... nie wiemy kędy wracać... boimy się, ze nie trafimy nigdy do domu...
Strona:Przygody Jasia i Lilci.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —