gierze, gdzie nabył obyczajów wschodnich i nosi szaty fałdziste, co usposabia do zniewieściałości.
Tartarin, coprawda, rzadko brał osobisty udział w wyprawach turystycznych klubu, zadowalniając się życzeniami powodzenia i odczytywaniem w klubie straszliwych, romantycznych sprawozdań „Forum“, które sam pisał, jak się zdaje, a wygłaszał z takim patosem i gestami, że damy miały zawsze ochotę mdleć ze wzruszenia.
Przeciwnie, Costecalde, zawiędły i nerwowy, zwany stąd przydomkiem: „Stalowe ścięgno“, wdzierał się pierwszy na „szczyty“ i wiódł wszystkich. Nie pominął ni jednej „grani“ miejscowych „Alpek”, na „najniedostępniejszych“ nawet zatykając sztandar klubu, t. zw. „Taraskonkę“, pokrytą srebrnemi gwiazdami. Mimo wszystko, był jeno wice-prezesem W. P. K. A. Ale przygotował tak dobrze grunt, że pewny był, iż podczas najbliższych wyborów Tartarin zostanie „położony”.
Powiadomiony o wszystkiem przez wiernych swoich, aptekarza Bezugueta, Excourbaniesa i dzielnego komendanta Brawidę, bohater nasz zrazu popadł w czarną melancholję i zanurzył się w rozpamiętywaniu nikczemnej niewdzięczności i niesprawiedliwości Costecalda, które raniły piękną jego duszę. Zamierzał „puścić wszystko w trąbę”, opuścić ojczyznę, przejść most na rzece i zamieszkać w Beaucaire „u Wolsków”. Potem jednak odzyskał równowagę umysłu.
Jakto, miałże wynieść się ze swego domku, wyrzec się nawyknień, zrzec się dobrowolnie fotelu prezesa założonego przez siebie Klubu Alpinistów, owego tajemniczego, a wspaniałego P. K. A., zdobiącego jego papier listowy, bilety, wszystko, aż do podszewki w kapeluszu? Nie, to niemożliwe, do kroćset!... Nagle przyszła mu do głowy myśl świetna.
Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 030.djvu
Ta strona została uwierzytelniona.