Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 031.djvu

Ta strona została uwierzytelniona.

Tryumfy Costecalda ograniczały się, prawdę mówiąc, na wycieczkach w „Alpki”. Czemużby on, w ciągu tych trzech miesięcy, jakie go dzieliły od nowych wyborów, nie miał dokonać jakiegoś przedsięwzięcia nadzwyczajnego, wielkiego, niezwykłego? Dlaczegóżby nie miał zatknąć sztandaru klubu na jednym z najwyższych szczytów Europy, naprzykład na Jungfrau, albo Mont-Blanku?
Cóżby to był za tryumf, cóż za policzek dla nikczemnego wroga, gdyby „Forum” opublikowało sprawozdanie z tego iście bohaterskiego czynu! Czyżby mu potem mógł ktoś w świecie zaprzeczać fotelu prezesa?
Wziął się natychmiast do dzieła. Potajemnie sprowadził z Paryża mnóstwo dzieł specjalnych, traktujących o wyprawach Whympera, Tyndalla i Stephana Aroe na lodowce szczytów szwajcarskich i innych wysokich gór świata, oraz sprawozdania londyńskiego i berneńskiego klubu alpejskiego. Nabił sobie głowę różnemi wyrażeniami technicznemi, jak kominy, chodniki, młyny, usypiska, seraki, moreny, szczeliny, gardziele, rotury i t. p., nie wiedząc dobrze co który z tych terminów oznacza.
Budził się po nocach, gdyż mu się śniło, że spada skądś, leci i spaść nie może, że zapada się nagle w szczeliny bezdenne. Toczyły się nań lawiny, zwały kruszcu lodowcowego otaczały go i grzebały pod sobą jego ciało. Zrywał się, zasypiał na nowo, wstawał i kładł się z powrotem, ale odtąd, nawet po rannej kawie, którą wypijał w łóżku, nie mógł jeszcze przyjść do siebie i zostawał ciągle pod wrażeniem majaków nocnych. Nie przeszkadzało mu jednak poświęcać każdego przedpołudnia wytężającym ćwiczeniom i treningowi specjalnemu.
Wokoło miasta Taraskonu biegnie aleja, wysa-