Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 058.djvu

Ta strona została uwierzytelniona.

jucie panował nastrój desperacki. Podróżni spoczywali w półomdleniu na ławkach i fotelach, tuląc do siebie przybory podróżne, jakby się o nie bali. Przypominało to konwój deportowanych zbrodniarzy nazajutrz po zamachu stanu.
Od czasu do czasu ponury jęk pary zwiastował zbliżanie się do jakiejś stacji. Rozlegały się kroki, wleczono kufry po pokładzie, brzegi wyłaniały się, wychylały z oporów fasady swoje hotele: „Meyera”, „Müllera”, „du Lac” i inne i gapiły się na statek załzawionemi deszczem oczyma okien swoich.
Przybijano do pontonu, ludzie wysiadali i wsiadali, wszyscy jednako zabłoceni, znudzeni i mokrzy. Chwiały się parasole, toczyły omnibusy, potem warczały koła statku, bijąc wodę na pianę, brzegi odsuwały się ponownie, a z otwartych na chwilę okien hotelów „Meyera”, Müllera” i „du Laca” powiewały chustki, podobne zdala wyciągnionym ramionom, błagającym: „Na litość, zabierzcie nas ze sobą, ta nuda i ta woda doprowadzają nas do rozpaczy!“
Czasem „Winkelried” mijał inne statki, których nazwy wypisane na dziobie i z boku olbrzymiemi literami, głosiły, iż są to niewolnicy turystycznej manji człowieka, zwące się „Germanis“, lub „Wilhelm Tell”. Na owych statkach widniały też same kauczukowo-śliskie, nieforemne postacie, takie same widziadła nudy, sunące na upiornych skrzydłach pary w jakąś dal bez celu.
Wszyscy ci ludzie podróżowali „dla rozrywki” i nosili te same kajdany gnębiącej ich namiętności, co więźniowie hotelów („Meyera“, Müllera... i innych...).
I tutaj, podobnie jak w hotelu na Rigi, gnębiło Tartarina najbardziej to, że nie mógł rozmawiać. W kajucie, pod pokładem, znalazł coprawda towa-