Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 101.djvu

Ta strona została skorygowana.

myślniki przechodniom. Noc była tak ciepła, ze mimo niezmiernie późnej godziny... trzy kwadranse na ósmą wydzwonił przed chwilą zegar ratuszowy... było jeszcze dosyć ludzi w alejach, a nawet po ławkach siedziały całe rodziny mieszczańskie, mężczyźni, kobiety i dzieci, a z domów parował przez szeroko otwarte okna skwar dzienny i płynęły falą pogłosy rozmów, śmiechów i okrzyków. Wszyscy mówili nieustannie o Tartarinie.
— Więc dotąd niema wieści, drogi panie Bezuguet? — zaczepiał go ten i ów w przechodzie.
— Jest... jest, drogie dzieci... Czytajcie jutrzejsze „Forum“... Nie mogę narazie powiedzieć nic więcej!
Przyśpieszał kroku, ale naturalnie czepiano się go, zatrzymywano, w alejach rozgwar wzmógł się niesłychanie: biegano, gadano, informowano się wzajem i aptekarza odprowadzono zwartą falangą do samych, szeroko otwartych, drzwi K. A., przez które lały się potoki światła.
Posiedzenia odbywały się w dawnej sali jadalnej, a długi stół, przykryty zielonem suknem, stanowił rodzaj głównego ołtarza. Górną, węższą jego krawędź zajmował fotel prezydjalny z literami P. K. A., wyhaftowanemi na oparciu, zaś ponad fotelem, rozpięta na podkładzie sukiennym, widniała chorągiew klubowa. Obok prezesa siadywał sekretarz. Główną ścianę zajmował duży karton, wyobrażający mapę „Alpek” taraskońskich z uwydatnieniem wysokości „szczytów“ i ich nazwami, po rogach stały honorowe laski turystyczne, nabijane mosiądzem i wykładane kością, zaś w wysokiej oszklonej szafie rozłożono szczególne okazy skał, kryształów skomieliny i inne osobliwości, zebrane na wyprawach turystycznych.
Pod nieobecność Tartarina, fotel prezydjalny zajmował Costecalde, wesoły, odmłodniały i pełen