Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 118.djvu

Ta strona została skorygowana.

funkcjonariuszu policji, udowadniał im, że cios źle został wymierzony i dał lekcję ataku nożem.
— Tak się robi... patrzcie... od dołu w górę! W ten sposób cios jest wydatniejszy i nie naraża się człowiek na skaleczenie!..
Odurzony własną mimiką, zawołał:
— Przypuśćmy, że jestem na polowaniu z waszym despotą i to... w cztery oczy... Polujemy na wilki z kordelasami. On stoi tam, gdzie ty, Fiedorze, a ja tu, przy komodzie. Każdy ma kordelas w ręku. Wołam: — No, teraz musimy się rozprawić, wasza cesarska mości!
Skulił się, zebrał w sobie, skoczył w górę, wydał ryk straszliwy i odegrał prawdziwy bój na noże, zakończony okrzykiem triumfu i rozpruciem sofy nożykiem do rozcinania papieru.
— Tak się załatwia tego rodzaju sprawy! — zawołał na zakończenie i popił herbaty.
Ale kiedy znalazł się sam, w swoim pokoju, doznawał wyrzutów sumienia i drżał ze strachu. Wyzwoliwszy się z pod wpływu Zoni i hipnozy jej szafirowych oczu, otrząsnąwszy z siebie szał, jakim przepojeni byli jej towarzysze, stawał się napowrót sobą, wkładał szlafmycę, kosztował wody z cukrem przed zaśnięciem, kładł się do łóżka i zaczynał rozmyślać. Niewiadomo poco mieszał się w to wszystko? Ten car nie był jego carem, nie gnębił jego narodu, przeto sprawa nie mogła go obchodzić nic a nic. Mogło się natomiast przydarzyć pewnego pięknego dnia, że zostanie uwięziony, wydalony, wydany w ręce policji rosyjskiej, a wówczas... kroćset tysięcy! Te kozaki nie znają się na żartach!
Zanurzony w ciemń zupełną, leżąc na wznak, co przyczynia się jeszcze, jak wiadomo, do podniecenia fantazji, oglądał w myśli wszystko, co go