Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 168.djvu

Ta strona została uwierzytelniona.


XII.
Hotel Baltet w Chamonix — Tu czuć czosnek! — O używaniu liny w wyprawach alpejskich — Uczeń Schopenhauera — W schronisku Grands-Mulets — Tartarinie, mam ci coś powiedzieć!


Zegary Chamonix wydzwoniły dziewiątą. Wieczór zapadł dżdżysty, chłodny, przepojony smutkiem, a ulice przemieniły się w czarne, mokre ścieki wody. Wszystko zda się zamknęło oczy, by nie widzieć jak brzydko i ponuro światła migały tylko po placach i przed hotelami, czyniąc poza kręgiem swej poświaty wszystko tem czarniejszem jeszcze. Od gór jeno szedł nikły blask śniegu, ale był martwy, jakby dolatał od jakiejś, niezmiernie odległej, gasnącej planety.
Liczni goście hotelu „Balteta”, najokazalszego i najbardziej uczęszczanego w całej alpejskiej wiosczynie, pokryli się w pokojach swoich, znużeni wycieczkami całodziennemi, a w wielkim salonie na parterze pozostał jeno pastor anglikański, grający w arcaby ze swoją połowicą, oraz czereda jego córek w białych fartuszkach muślinowych z napierśnikami. Dziewczęta obsiadły okrągły stół i pisały na mnogich kartkach zaproszenia na kazanie, mające się odbyć w najbliższą niedzielę.
Przy kominku, na którym płonęły sutym ogniem polana sosnowe, siedział rozwalony w fotelu młody