Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/123

Ta strona została przepisana.

(ludzie są zwykle niezmiernie pochopni w uznawaniu dowodów winy i wydawaniu wyroków). Dotychczas go wprawdzie nie znaleziono, ale policja konna rozjechała się na wszystkie strony, i szeryf był pewien, że zbrodniarz jeszcze przed zapadnięciem nocy zostanie ujęty.
Ktokolwiek żył w miasteczku, śpieszył na cmentarz. Tomek zapomniał o swoich cierpieniach duchowych i przyłączył się do procesji. Wolałby wprawdzie pójść gdziekolwiek indziej, byle nie tam — ale mimo to ciągnęła go tam jakaś nieprzeparta, niezrozumiała siła.
Po przybyciu na miejsce przestępstwa z łatwością przecisnął swą szczupłą postać przez tłum i stanął wobec okropnego widowiska. Doznawał wrażenia, jakby od jego ostatniej bytności tutaj upłynął wiek cały...
Ktoś uszczypnął go w ramię. Kiedy się odwrócił, ujrzał Hucka. Jak na komendę poczęli natychmiast patrzeć każdy w inną stronę, obawiali się bowiem, aby z ich wymiany spojrzeń ktoś czegoś nie wyczytał. Ale wszyscy rozprawiali namiętnie i uwaga ludzi skierowana była w inną stronę: na straszliwy obraz przed ich oczyma.
— Biedny człowiek!
— Biedny młodzieniec!
— Oto najlepsza nauczka dla tych co okradają groby!
— Muff Potter będzie wisiał, jeżeli go złapią!
Takie padały zewsząd uwagi, pastor zaś rzekł
— To był sąd Boży! Objawiła się Jego karząca dłoń!