Tomek poczuł, że już najwyższy czas wrócić do życia; aczkolwiek dotychczasowy tryb mógł mieć strony romantyczne, gdy się uwzględni, że życie jego było złamane, to jednak mimo ogromnego urozmaicenia nie obfitowało ono w zbyt miłe chwile. Począł więc myśleć o środkach zaradczych i wpadł na cudowny! Będzie udawał, że jest wprost zakochany w „mordercy cierpień“, że bez niego żyć nie może. Tak często się go domagał, że stało się to wprost utrapieniem ciotki, która mu wreszcie kazała samemu się obsługiwać i przestać ją dręczyć. Gdyby to był Sid, żaden cień nie byłby zamącił jej zachwytu, ponieważ jednak chodziło o Tomka, więc ukradkiem czuwała nad flaszką. Stwierdziła ku swemu uspokojeniu, że lekarstwa istotnie ubywało, nie przyszło jej zaś wcale do głowy, że Tomek zamiast siebie leczył niem dziurę w podłodze.
Pewnego razu zajęty był odmierzaniem dawki dla tego osobliwego pacjenta, gdy wszedł żółty kot ciotki; kot mruczał i ocierał się, chciwie spoglądał na łyżeczkę i żebrał o poczęstowanie go; Tomek tłumaczył mu:
— Nie proś, Piotrusiu, tobie to niepotrzebne.
Ale Piotruś dał do zrozumienia, że właśnie potrzebuje lekarstwa.
— Zastanów się nad tem dokładnie!
Piotruś już się zastanowił.
— Hm, sam chciałeś, więc ci dam, bo nie jestem taki; ale jeśli ci to nie będzie smakować, nie miej pretensji do nikogo, tylko do siobie samego.
Piotruś zgodził się na to. Tomek rozdziawił
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/132
Ta strona została przepisana.