Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/139

Ta strona została przepisana.

pieczarze, aż pomrą wreszcie z zimna, niedostatku i żałości; wysłuchawszy jednak Tomka, przyznał, że w życiu zbrodniarza zawarte są pewne wybitne korzyści i zgodził się zostać piratem.
Mniej więcej trzy mile od St. Petersburg wdół rzeki Mississippi, w miejscu gdzie rzeka ma niewiele więcej niż milę szerokości, leżała długa, wąska, zalesiona wyspa, wyłaniająca się z ławicy piaskowej. Nadawała się znakomicie jako teren operacyjny, gdyż była niezamieszkała, od rodzinnego brzegu znacznie oddalona, a naprzeciw niej, po drugiej stronie rzeki, rozciągała się nieprzenikniona p u szcza, w której brak było zupełnie ludzkich osiedli. Wybór padł zatem na wyspę Jacksona. Kto właściwie miał padać ofiarą ich korsarskich przedsięwzięć, o tem zupełnie nie myśleli. Wytropili następnie Hucka, który natychmiast przyłączył się do nich, bo mu było wszystko jedno, jaką zrobi karjerę na każdą się godził. Rozstając się, postanowili, że się spotkają w ustronnem miejscu, nad brzegiem rzeki, dwie mile za miastem, o godzinie uprzywilejowanej, więc oczywiście o północy. Znajdowała się tam mała tratwa, którą postanowili zająć. Każdy miał przynieść wędkę, haczyki i prowjantów, które trzeba było u kraść w sposób podstępny i tajemniczy — jak przystoi wygnańcom ludzkiej społeczności.
Zanim dzień minął, uskutecznili wszystko i z wielkiem wewnętrznem zadowoleniem szeptali temu i owemu tajemniczo na ucho, że wkrótce miasteczko dowie się o czemś niezwykłem. Każdemu, kto stał się uczestnikiem tej wieści, udzielono