Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— Nie, — przyznał Tomek. — Kobiet nie zabijają, są za szlachetni na to. I kobiety są zawsze piękne.
— A jakie wspaniałe mają ubrania! Cudowne! Samo złoto, srebro i djamenty! — wtrącił Joe z zachwytem.
— Kto? — zapytał Huck.
— Oczywiście piraci!
Huck zbadał swój kostjum z zadumą.
— Zdaje mi się, że nie jestem jak na pirata odpowiednio ubrany, — rzekł, a w głosie jego brzmiał smutek, — ale nie mam nic innego, tylko to.
Jednak pozostali dwaj chłopcy wytłumaczyli mu, że piękny strój prędko się znajdzie, gdy tylko ich korsarstwo na dobre się rozpocznie. Dali mu do zrozumienia, że jego nędzne łachmany wystarczą od biedy na początek, choć jest zwyczajem zamożnych piratów rozpoczynać odrazu w odpowiednim stroju.
Stopniowo rozmowa ich zamierała i znużenie poczęło przymykać powieki małych włóczęgów. Czerwonoręki pierwszy zasnął snem sprawiedliwego i — zmęczonego. Więcej trudności z uśnięciem mieli Postrach Mórz i Czarny Mściciel Hiszpańskich Wód. Pacierz odmówili pocichutku i leżąc, bo nie stał nad nimi nikt, ktoby im kazał uklęknąć i modlić się głośno. Właściwie wcale nie mieli zamiaru się modlić, ale bali się posunąć aż do takiego decydującego kroku, bo nużby ściągnęli z niebios nagły grom, specjalnie w nich wymierzony? Potem, gdy już doszli do granic snu i właś-