Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/149

Ta strona została przepisana.

nie je mieli przestąpić — zjawił się znowu niepożądany gość i nie chciał się dać odprawić. Było nim sumienie. Obudziła się w nich niejasna, ale niecąca strach świadomość, że jednak ucieczka ich jest czemś złem; prawdziwe zaś męczarnie przyszły z przypomnieniem ukradzionego mięsa. Starali się zbić ten zarzut, przypominając sumieniu, że przecież już wiele razy ściągali łakocie i jabłka — ale sumienie nie chciało się dać przekonać takiemi słabemi dowodami. Nie można było, jak sądzili, zamknąć oczu na ten przykry fakt, że przywłaszczanie sobie łakoci było tylko „ściąganiem“, podczas gdy przywłaszczanie sobie szynki, słoniny i innych wartościowych rzeczy jest jednak, mówiąc otwarcie i szczerze, pospolitą kradzieżą, której zabrania osobne przykazanie. Powzięli zatem w duszach postanowienie, że jak długo pozostaną piratami, nigdy nie splamią tego zawodu występkiem kradzieży. Teraz dopiero zgodziło się sumienie na zawieszenie broni i piraci, w których duszach mieszkały obok siebie tak dziwne sprzeczności, zapadli w błogi sen.