Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

bywali się na powierzchnię, parskając, wypluwając wodę, śmiejąc się i chwytając z trudem oddech.
Gdy mieli tego dosyć, wybiegli na suchą, rozgrzaną plażę, rozciągnęli się na niej i zagrzebali w piasek, by po chwili znowu pomknąć do wody i odegrać całe oryginalne przedstawienie na nowo. Potem zorjentowali się, że ich naga skóra może doskonale naśladować cieliste trykoty; więc zakreślili koło w piasku i urządzili cyrk — z trzema klownami, bo żaden nie chciał tego honorowego stanowiska odstąpić drugiemu.
Potem powyciągali swoje szklane kulki i grali w nie w najrozmaitszych odmianach i kombinacjach, póki im się nie sprzykrzyło. Joe i Huck poszli znowu pływać, ale Tomek bał się, bo przy ściąganiu spodni zrobił odkrycie, że zgubił bransoletę z kręgów ogonowych grzechotnika, którą stale nosił na nodze przy kostkach; był to prawdziwy cud, że pozbawiony opieki tego cudownago amuletu mógł tak długo pływać, a nie chwycił go kurcz. Nie odważył się wejść powtórnie w wodę musiał najpierw znaleźć swoją zgubę; ale tymczasem pozostali dwaj chłopcy byli już zmęczeni i żądni odpoczynku.
Wałęsali się jakiś czas, ale po chwili uczuli pragnienie samotności; rozeszli się ni stąd ni zowąd i każdy zapadł w ponure zamyślenie i wpatrywał się tęsknem okiem wdal, ponad ogrom rzeki, gdzie leżało sennie pod skwarem słońca ich miasto rodzinne. Tomek wypisał, sam nie wiedząc co robi, dużym palcem u nogi „Becky“ w piasku; przyłapawszy się na tem, zatarł litery, zły na sie-