Koło północy Joe ocknął się i obudził pozostałych chłopców. W powietrzu leżała jakaś przytłaczająca duszność, która zapowiadała coś niedobrego. Chłopcy przytulili się do siebie i skupili wokół przyjaznego płomienia ogniska, chociaż ciężka upalna martwota znieruchomiałego powietrza niemal ich dusiła. Siedzieli cicho, czekając w naprężeniu.
Poza kręgiem światła, padającego od ognia, wszystko pochłaniała namacalna wprost ciemność. Nagle zapłonął jakiś migoczący blask. Rozjaśniał na chwilę przed oczyma chłopców liście drzew i zniknął. Po chwili zjawił się drugi, nieco silniejszy. Potem jeszcze jeden. Teraz wionęło poprzez konary drzew jakieś niby westchnienie, niby jęk, a chłopcy uczuli na policzkach jakby muśnięcie i wzdrygnęli się na myśl, że zjawił się Duch Nocy.
Znowu przerwa. Potem upiorna błyskawica rozdarła ciemności, zamieniając noc w dzień i ukazując im zosobna i wyraźnie każdą trawkę u ich
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/175
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Wojna czerwonoskórych Indjan