Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/214

Ta strona została przepisana.

sione podjum, na którem siedziały dzieci, mające wystąpić w popisach: rzędy chłopczyków, umytych i wystrojonych aż do ostatnich granic ich niezadowolenia; rzędy chłopaków o głupawym wyglądzie; bielące się jak śnieg ławki z dziewczynkami i panienkami, ustrojonami w batysty i muśliny, widocznie przejętemi dumną świadomością, że mają obnażone ramiona, antyczne biżuterje po babkach, czerwone i niebieskie wstążki i kwiaty we włosach. Reszta sali wypełniona była dziatwą, występującą tylko w charakterze widzów.
Zaczęły się popisy. Maleńki chłopczyk wystąpił i zadeklamował z cielęcym wyrazem twarzy

— Jestem sobie chłopczyk mały.
Ale mówca doskonały — i t. d.

akompanjując sobie dokładnie odmierzonemi, spazmatycznemi ruchami, któreby mogła wykonywać maszyna, oczywiście, gdyby była troszkę zepsuta. W śmiertelnych potach dobił nareszcie szczęśliwie do końca, zdobywając rzęsiste oklaski, wykonał ukłon bardzo wystudjowany i bardzo niezgrabny i wycofał się.
Maleńka, zawstydzona dziewczynka wygłosiła wierszyk:

— Maniusia mała
Baranka miała — i t. d.

zrobiła dyg, budzący litość, otrzymała swoją porcję oklasków i usiadła czerwona i szczęśliwa.
Tomek Sawyer wystąpił pełen dumnej pewności siebie i rozpoczął z grzmiącym patosem