wśród huraganu szalonych ruchów nieśmiertelną odę:
— O, daj mi wolność lub śmierć daj!
Ale urwał w połowie. Chwyciła go okropna trema, kolana zaczęły się pod nim trząść, coś go ścisnęło za gardło, dusił się. Prawda, że miał za sobą wyraźną sympatję zgromadzonych, ale i ich milczenie było jego udziałem, a to było znacznie gorsze od sympatji. Nauczyciel zmarszczył brwi, i to dopełniło reszty. Tomek walczył chwilkę, ale musiał się wreszcie wycofać, pobity haniebnie. Dały się słyszeć słabe próby oklasków, które wkrótce zamarły.
Teraz nastąpiło: „Stoi chłopiec na płonącym pokładzie“, „Zginęli Asyryjczycy“, i inne perły deklamacji. Potem przyszły popisy w czytaniu. Nieliczna klasa łacińska wyszła z honorem. Nadszedł punkt kulminacyjny wieczornego programu: oryginalne „wypracowania“ młodych dam. Każda wychodziła na sam skraj podjum, chrząkała, podnosiła wgórę manuskrypt (obwiązany zalotną wstążeczką) i zaczynała czytać z pracowitem wydobywaniem „uczucia“ i interpunkcji. Tematy były te same, jakie już przy podobnych okolicznościach opiewały ich matki, babki i niewątpliwie wszystkie ich prababki, aż wstecz do wojem krzyżowych: „Przyjaźń”; „Wspomnienia minionych dni”; „Religja w dziejach”; „Kraina marzeń”; „Korzyści kultury”; „Formy rządów politycznych, ich podobieństwa i różnice”; „Melancholja”; „Miłość synowska”; „Serdeczne życzenie”, i t. d. i t. d