Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/219

Ta strona została przepisana.

towną pauzę, przybrała tragiczny wyraz i zaczęła czytać tonem odmierzonym:

Widzenie.

„Ciemna i burzliwa była noc. Na wysokiem sklepieniu niebieskiem nie migotała ani jedna gwiazda; głuche odgłosy huczącego grzmotu bezustannie drżały w uchu, a straszne błyskawice rozjaśniały gniewnie ciemne komnaty i zdawały się szydzić ze sławnego Franklina, który chciał mocy ich narzucić kajdany! Nawet szalejące wichry opuściły swe tajemnicze przybytki i wiały — na wszystkie strony, jakgdyby ich pomoc miała dzikość widowiska uczynić jeszcze dzikszą. W takiej godzinie, tak ciemnej, tak przeraźliwej, dusza moja wzdychała do ludzkiego współczucia, gdy w tem:

Najdroższa moja siostra, przyjaciółka, duszy mej umiłowanie,
Ma powiernica, przewodniczka ma — stanęła przy mnie niespodzianie.

Zjawiła się, jak jedna z owych świetlanych postaci, które w wyobraźni romantyków i młodych przelatują po słonecznych drogach Edenu, niby królowa piękności, nie mająca na sobie innej ozdoby, tylko przystrojona w swój nieziemski czar. Tak lekki był jej krok, że gdyby nie jakieś magiczne drżenie, którem mnie przeniknęło jej uduchowione dotknięcie i pozwoliło mi odczuć jej obecność, byłaby jak inna, nienarzucająca się oczom ziemska piękność, przeszła niepostrzeżona, nieodczuta, Dziwny smutek leżał na jej obliczu, jak lodowe łzy na szacie Grudnia, gdy wskazała na walczące z sobą