Nadszedł ranek sobotni. Wszystko, co jaśniało świeżością lata i pieniło się weselem życia. W każdem sercu dźwięczała muzyka, a w młodych sercach wydobywała się na usta. Radość była na każdej twarzy i wiosna w każdym ruchu. Akacje pokryte były kwieciem, a powietrze przesiąknięte zapachem.
Wzgórza Cardiff Hill, spoglądające ze swej wyniosłości na miasto, pełne były zieleni i zdawały się niby ziemia obiecana, pełna ciszy, rozmarzona, zapraszająca w gościnę...
Tomek zjawił się w bocznej uliczce z kubłem rozrobionego wapna i pendzlem na długim trzonku. Zmierzył okiem parkan i wszelka radość zgasła na jego twarzy, a duszę ogarnęła głęboka melancholja. Parkan długości trzydziestu łokci i wysokości dziewięciu stóp! Życie wydało mu się okropnem jarzmem. Z westchnieniem zanurzył pendzel i przejechał nim po najbliższej desce, powtórzył tę czynność; jeszcze raz; porównał znikomą zamalo-
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/22
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DRUGI
Podstęp