Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/231

Ta strona została przepisana.

nego! Tylko wy nie! Poczciwe, kochane twarze... poczciwe, kochane twarze! Niech jeden wlezie drugiem u na plecy, bym was pogłaskał... Tak... Teraz podajcie mi jeden i drugi rękę. Wasze przejdą przez kraty, ale moje są za grube. Małe rączki, słabiutkie, a przecieżone tak wiele pomogły Muffowi Potterowi i zrobiłyby jeszcze więcej, gdyby tylko mogły...
Tomek wrócił do domu w opłakanym nastroju, a sny jego tej nocy pełne były przeraźliwych zjaw.
Na drugi i na trzeci dzień wałęsał się stałe wpobliżu budynku sądowego. Jakaś nieprzeparta moc pchała go do środka, i musiał skupiać wszystkie siły, by się jej oprzeć. To sam o działo się z Huckiem. Unikali się jednak starannie. Co pewien czas jeden i drugi oddalał się od budynku, ale jakaś tajemnicza siła przyciągała ich zpowrotem.
Tomek nastawił uszu, gdy grupa przysłuchujących się rozprawie wychodziła z budynku, ale słyszał same niepocieszające wieści. Sieć dowodów coraz nielitościwiej oplatała biednego Pottera. Przy końcu drugiego dnia opowiadano w mieście, że zeznania Indjanina Joego są pewne i niezbite, i że nie można mieć najmniejszej wątpliwości, jaki będzie wyrok.
Tomka nie było w domu do późnej nocy. Wrócił oknem. Znajdował się w stanie silnego podniecenia. Godziny cale upłynęły, zanim zasnął.
Całe miasteczko zebrało się w sądzie nazajutrz, w rozstrzygający dzień. Obie płci były jednakowo reprezentowane w natłoczonej sali. Po dłu-