Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/233

Ta strona została przepisana.

Obrońca znowu oznajmił, że nie ma pytań.
Na twarzach słuchaczów poczęło się malować zaniepokojenie, czy ten adwokat ma zamiar poświęcić życie swego klienta bez najmniejszej próby uratowania go?
Dalsi świadkowie zeznali, że zachowanie Pottera, gdy go przyprowadzono na miejsce mordu, dowodziło jego winy. I oni odeszli od barjery, nie otrzymawszy ze strony adwokata ani jednego pytania.
Każdy szczegół obciążających zdarzeń, jakie zaszły owego pamiętnego dnia na cmentarzu, a które obecni bardzo dokładnie pamiętali, został potwierdzony przez wiarogodnych świadków, ale obrońca Pottera nie brał ich w krzyżowy ogień pytań. Zdumienie i niezadowolenie sali wyraziło się pomrukami, które pociągnęły ze sobą naganę i upomnienie ze strony przewodniczącego. Przewodniczący rzekł wreszcie:
— Wobec zaprzysiężonych zeznań obywateli, których zgodność wyklucza wszelką, wątpliwość, jesteśmy zmuszeni według naszej najlepszej wiedzy i sumienia uznać tego nieszczęsnego, którego tu przed kratami widzicie, winnym strasznej zbrodni. Przewód sądowy skończony.
Straszny jęk wydarł się z piersi Pottera. Na sali zapanowała śmiertelna cisza. Niejeden mężczyzna był wzruszony, a niejedna kobieta objawiała swoje współczucie łzami. Adwokat powstał i przemówił:
— Wysoki Trybunale! Na początku rozprawy zapowiedziałem przeprowadzenie dowodu, że mój