Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/24

Ta strona została przepisana.

głowie? Ktoby się tem przejmował! Gada dużo, ale gadanie nie boli, — chyba gdy zacznie krzyczeć. Jim, dam ci szklaną kulkę, wiesz, tę dużą, białą!
Jim poczynał się wahać.
— Dużą, białą kulkę, Jim, to nie byle co!
— Ach, ona być taka śliczna! Ale paniczu Tomku, Jim strasznie bać się stara pani!
Jim był jednak tylko człowiekiem. Pokusa była za wielka. Odstawił wiadro i otrzymał szklaną kulkę. Po upływie minuty uciekał, aż się za nim kurzyło, z wiadrem i zbolałym grzbietem, Tomek malował z zapałem, a ciotka Polly wracała z pola walki z pantoflem w ręku i triumfem w oczach.
Energja Tomka osłabła. Oczyma duszy widział przedsięwzięcia, które planował na dzisiaj, i zrobiło mu się bardzo smutno. Niedługo zaczną tędy przebiegać inni chłopcy, wolni, udający się na wspaniałe wyprawy, i będą żartowali z niego, że musi pracować — sama myśl o tem paliła go jak ogień! Wydobył całe swoje mienie i poddał je oględzinom: szczątki zabawek, szklane kulki i rupiecie bez nazwy; wystarczające może, by opłacić tem zastąpienie go na małą chwilę w robocie, ale niedostateczne, aby zdobyć za nie choćby pół godziny wolności. Wsunął więc zpowrotem do kieszeni swoje ubogie skarby i pożegnał się z myślą, by próbować przekupić chłopców. Ale w chwili najczarniejszej rozpaczy spłynęło na niego nagle natchnienie. Wielkie, olśniewające natchnienie.
Wziął pendzel do ręki i zabrał się spokojnie do pracy. Właśnie Ben Rogers ukazał się na ho-