Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/250

Ta strona została przepisana.

że jesteś pierwszym, który zrobił to odkrycie, Huck!
— Tego nie twierdzę! Czy może powiedziałem coś podobnego? Ale pomijając już piątek, miałem dziś w nocy wstrętny sen. Śniły mi się szczury.
— Naprawdę? To oznacza zmartwienie. Czy gryzły się?
— Nie.
— Dzięki Bogu. Jeżeli się nie gryzą, to znaczy, że zmartwienie krąży gdzieś wpobliżu nas. Trzeba się mieć bardzo na baczności, aby go uniknąć. W każdym razie musimy temu dać dzisiaj spokój i będziemy się bawić. Znasz Robin Hooda?
— Nie. Co to za Robin Hood?
— O, to był jeden z największych mężów, jacy wogóle w Anglji żyli — i jeden z najszlachetniejszych. Był zbójcą.
— Cudownie! I a także chciałbym być zbójcą. A na kogo on napadał?
— Tylko na dygnitarzy, biskupów, bogaczów, królów i tym podobnych. Ale biedaków nigdy nie tykał. Kochał ich. Zawsze dzielił się z nimi porównu.
— A, to był pyszny chłop!
— No, pewno, Huck! O, to był najszlachetniejszy człowiek na świecie! Tyle ci tylko mogę powiedzieć, że takich ludzi już dzisiaj niema. Można mu było jedną rękę skrępować, a mimo to drugą pokonałby każdego człowieka w Anglji. A strzałą ze swego cisowego łuku trafiał monetę na półtorej mili w sam środek.
— Co to jest cisowy łuk?
— Nie wiem. Jest to oczywiście jakiś łuk.