Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/270

Ta strona została przepisana.

wyszedł, gdy zobaczymy to na własne oczy, wtedy uprzątniem y skrzynią z szybkością błyskawicy!
— Doskonale, zgadzam się! Ja podejmuję się czuwać dzisiaj i każdej następnej nocy, ale ty musisz wziąć na siebie drugą część wyprawy.
— I owszem. Twoja rzecz tylko przyjść pod dom ciotki i zamiauczeć. A gdybym spał twardo, rzuć w okno garść piasku, to mnie obudzi.
— Cudownie, lepiej być nie może!
— No, Huck, burza minęła, idę do domu. Za parę godzin będzie dzień. A ty wrócisz i będziesz czatował, prawda?
— Co powiedziałem, Tomku, tego dotrzymam. Będę pilnował gospody każdej nocy, choćby to miało trwać cały rok. W dzień będę spał, w nocy czuwał.
— Doskonale. A gdzie będziesz sypiał?
— U Bena Rogersa w stodole. On mi pozwala, a wuj Jake, murzyn jego ojca, nie ma nic przeciwko temu. Noszę czasem wodę dla wuja Jake, gdy mnie o to poprosi, a czasem, gdy ja go poproszę, daje mi coś do zjedzenia. Wiesz, Tomku, to bardzo poczciwy murzyn. On mnie lubi, bo nie daję mu odczuć, że jestem ulepiony z innej gliny. Nieraz siedzę przy nim i jemy z jednej miski, Ale nie mów tego nikomu. Gdy się jest głodnym, robi się rzeczy, którychby się kiedy indziej nie zrobiło.
— A więc, Huck, we dnie nie będę ciebie potrzebował, możesz sobie spokojnie spać. Nie będę ci przeszkadzał. Ale gdybyś coś w nocy spostrzegł, przybiegnij tu i miaucz jak kot.