męce głodu. Tomek był przekonany, że to już chyba środa, czwartek, a może nawet piątek lub sobota — i że wszelkie poszukiwania już ustały. Postanowił zbadać inny chodnik. Gotów był teraz na spotkanie z pół-Indjaninem i ze wszystkiem najgorszem. Ale Becky była bardzo osłabiona. Popadła w otępienie i apatję, z której nie można jej było podźwignąć. Mówiła, że tu, gdzie jest, będzie czekała, aż przyjdzie śmierć — to już nie potrwa długo. Niech Tomek idzie ze sznurkiem i szuka, jeżeli ma ochotę. Błagała go tylko, aby od czasu do czasu wrócił i mówił do niej. Musiał jej przyrzec, że gdy nadejdzie straszna chwila śmierci, będzie stał przy niej i trzymał jej rękę, póki się wszystko nie skończy.
„Tomek pocałował ją, czując w gardle jakieś dławienie, i udawał zupełną pewność, że znajdzie szukających ich, albo wogóle w jakiś sposób wydostanie się z pieczar. Następnie wziął sznurek i na czworakach, szukając poomacku drogi, wpełzł w boczny chodnik w katuszach głodu, dręczony najokropniejszemi przewidywaniami losu, jaki ich tu musiał spotkać.
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/307
Ta strona została przepisana.