kolwiek znaczenie. A więc państwo Thatcherowie, Harperowie, Rogersowie, ciotka Polly, Sid, Mary, pastor, redaktor i wielu, wielu innych, a wszyscy w odświętnych strojach. Wdowa przywitała chłopców z największą serdecznością, do jakiej się można było wogóle posunąć wobec istot o takim wyglądzie, jak te dwie. Bo też byli od stóp do głów ubrudzeni gliną i poplamieni łojówkami. Ciotka Polly ze wstydu zaczerwieniła się jak piwonja, marszczyła brwi i dawała Tomkowi znaki głową. Ale nikt chyba nie był tak zakłopotany, jak oni dwaj. Pan Jones opowiedział: Tomka nie było w domu i chciałem już dać za wygraną, gdy wtem natknąłem się poprostu na obu przed moim domem, więc tak jak stali, przywlokłem ich co prędzej tutaj.
— I bardzo dobrze pan zrobił, — powiedziała wdowa. — Chodźcie ze mną chłopcy.
Wciągnęła ich do sypialni i rozkazała:
— Teraz umyjcie się i przebierzcie. Tu leżą dwa ubrania, koszule, skarpetki, wszystko w komplecie. To dla Hucka — daj spokój chłopcze, nie dziękuj — jedno od pana Jonesa, drugie ode mnie. Przypuszczam, że będą dobre na was. No, ubierajcie się. My poczekamy. Przyjdźcie potem do salonu, gdy będziecie podobni do ludzi.
Po tych słowach wyła z pokoju.
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/326
Ta strona została przepisana.